sobota, 8 lutego 2020

Krzyk syreny, Opuszczony klub nocny

Słowo "syrena" może kojarzyć się niejednoznacznie. Z jednej strony bowiem syrena może być alarmem, przeciągłym, niepokojącym sygnałem, które niepokoi i oznacza nadejście czegoś złego. Dźwięk ten zresztą charakteryzuje się stym, że stopniowo rośnie, później nagle załamując się. Ale "syrena" to także mitologiczne stworzenie, określane jako niebezpieczne, ale i piękne. Pół kobiety, pół ptaki. Z bajek z kolei znamy te istoty jako pół ryby, pół kobiety, które uwodziły marynarzy swoim śpiewem. Czym może być zatem syreni krzyk? Wydaje się, że niczym dobrym. I tak też w istocie jest - dzisiejsze miejsce krzyczy o pomoc mimo, że kiedyś pod jego urokiem pozostawało mnóstwo ludzi. Syren w nim w każdym razie od zawsze było duży - tych alarmowych jak i złudnych i mamiących pięknem i dobrą zabawą. 

    Sam obiekt został wzniesiony jeszcze w latach 70 XX. wieku. Pełnił funkcję obiektu gastronomicznego - mieściła się tutaj restauracja. Pierwszym właścicielem był KC PZPR, czyli Komitet Centralny Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wyobrażacie sobie, kto mógł tam jadać, o czym tam rozmawiano? Ja tak i oczyma wyobraźni widzę, że niejednokrotnie mogły być tutaj rozważane losy pobierutowskiej, ale ciągle komunistycznej Polski. Polityka zresztą w tym miejscu była obecna jeszcze bardzo długo. Kres temu związkowi położył dopiero ruch partii SLD, która była kolejnym właścicielem obiektu i sprzedała ten obiekt spółce "Radius" za 35 mln złotych. 

    Budynek ten określany pawilonem to przykład ówczesnego modernizmu. Masywna bryła, częściowo przeszklona elewacja - te elementy sprawiają, że w moich oczach bliżej było mu do brutalizmu niż tak "lekkiego" w stosunku do niego modernizmu, jednak według architektury klasyfikuje się wciąż jako obiekt modernistyczny. Zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz ten dwukondygnacyjny budynek ozdobiony jest mozaikami, które - jak później się okaże - uratują miejsce przed zniknięciem z powierzchni stolicy. Sytuacja miała miejsce dokładnie w 2014 roku, kiedy wojewódźki konserwator podsumował zarówno obiekt restauracyjny jak i połączony z nim hotel opisywany oraz pokazywany przeze mnie na moim blogu tutaj oraz tutaj jako wprowadzający chaos i burzący porządek urbanistyczny. W niecałe 2 lata później, czyli w 2016 roku właściciel budynku wystąpił o jego rozbiórkę. To wzbudziło wrzawę i niepokój wśród sympatyków historii warszawskiej architektury. Tytuły artykułów prasowych biły na alarm o tym, że budynek zastąpi nowoczesny apartamentowiec a obrońcy obiektu podnosili różne inicjatywy mające na celu zapobiegnięciu jego końca, organizując m.in poprzez zbieranie podpisów i docieranie do jeszcze szerszego grona potencjalnych zwolenników starej, modernistycznej architektury, tworząc wydarzenia na Facebooku. Niby nic, a jednak doprowadziło to do rozpowszechnienia informacji o planach deweloperów, które jednak miały się nie udać nawet bez sprzeciwu osób "postronnych", ponieważ następczyni poprzedniego wojewódźkiego konserwatora zabytków nie wyraziła na to zgody wskazując na walory artystyczne obiektu. Stołeczny konserwator na wniosek stowarzyszenia "Miasto jest nasze" wpisał budynek do Gminnej Ewidencji Zabytków a wojewódzka konserwator wszczęła proces wpisu moderenistycznego pawilonu do Rejestru Zabytków, który daje dużo większą ochronę, niż ewidencja. Wniosek złożono, jednak jego rozpatrzenie trwało naprawdę długo i pojawiło się już za panowania kolejnego, wojewódźkiego kuratora. Od decyzji pozytywnej dla kuratora odwołał się Inwestor. Ministerstwo kultury, które takimi sprawami właśnie się zajmuje, mimo tego, że zgadzało się z dążeniami wpsianymi w ten wniosek, odwołało wpis do rejestru, wskazując na liczne błędy, które można czasami określić, jako błędy formalne, błędy drobne, ale wciąż - były to błędy i niedopatrzenia. Nie ma się co dziwić - z całej sytuacji wynika, iż wszystko sporządzane było "na gorąco", aby nie dopuścić do działań mających na celu unicestwienie tego słynnego miejsca.  Jednak od jakiegoś czasu, po drugim wpisie do rejestru zabytków widać, że miejsce już w nim pozostanie. W 2019 roku wojewódźki konserwator starając się o ponowny wpis do Rejestru Zabytków pisze o obiekcie tak: 
Na walory artystyczne obiektu składa się przede wszystkim indywidualna koncepcja jego bryły oparta na grze kontrastów. Niewielkich gabarytów partię przyziemia zestawiono z masywną bryłą piętra. Ponadto przeszklenie wydatnej partii ścian wschodniej i zachodniej skontrastowano z dużymi płaszczyznami muru pozbawionymi otworów okiennych od strony północnej i południowej. Tym samym budynek stanowi ciekawe połączenie lekkiej konstrukcji otwartej częściowo na otoczenie i masywnej bryły o wyraźnym podziale na elementy składowe. Obiekt reprezentuje typ architektury pawilonowej, w Polsce odkryty na nowo w okresie powojennym jako symbol nowoczesności, wyróżniający się oryginalną bryłą, dekoracyjnością, znacznym przeszkleniem oraz eksponowaną lokalizacją (…). Duże partie przeszkleń i tarasy wokół stanowią próbę powiązania wnętrz pawilonu z otaczającą przestrzenią. (...) o wysokich walorach architektonicznych budynku świadczą jego czytelne powiązania z funkcjonalistyczną architekturą powojennego modernizmu. Koncepcja obiektu obejmująca dwukondygnacyjną bryłą z dużymi partiami przeszkleń oraz częścią parterową dźwigającą piętro o szerszym obrysie niż przyziemie, odwołuje się do szczególnego nurtu budownictwa wypoczynkowego lat 60. i 70. XX w. w Polsce”.
Udało się więc uratować ten słynny w stolicy obiekt. Ale właściwie czemu był on tak znany?Przecież nie zasłynął tak bardzo jako restaurtacja dla KC PZPR. Miejsce to stało się znane dopiero z początkiem drugiej dekady XXI wieku, szczególnie wśród ludzi młodych. Było to dla nich miejsce beztroski, dobrej zabawy, gdzie można było usłyszeć i potańczyć w rytm dobrej muzyki. Jednym z ciekawszych koncertów, jakie zresztą intenstywnie promowano był koncert zespołu "Pink Freud". I mimo tego, że cała awantura o miejsce wyniknęła w 2014, to klub działał tutaj aż do 2016 roku, a powodem zaprzestania dzaiłalności był po prostu zły stan techniczny obiektu. Początek tego imprezowego "spiewu" miał natomiast miejsce w 2011, dokładnie w sylwestrową noc. To brzmi jak najprawdziwszy, nowy początek.

Czy taki też szykuje się dla miejsca? Nie wiadomo. Być może stan miejsca faktycznie nie jest zbyt ciekawy i wymaga on remontu, z drugiej zaś strony jeszcze kilka lat temu, w ramach działającego w środku klubu przeprowadzono odświeżenie miejsca. Może tyle ponownie wystarczyłoby, aby miejsce zaczęło działalność na kolejne kilka lat. Czy na nowo zabrzmi tutaj muzyka, śmiechy młody ludzi,dźwięki bitego przez przypadek szkła? Czy jeszcze przez wiele lat jedyne, co tutaj będzie można usłyszeć, to syrenie zawodzenie...? Póki co możemy tylko sobie wyobrażać, co może stać się z tym miejscem, bo żadnych planów nie ma, a przynajmniej nikt o nich głośno nie mówi, tym bardziej nie zaśpiewa.

Fotorelacja z czerwca 2018 roku













Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia