środa, 24 czerwca 2020

Więzienny wizjer. Opuszczona kamienica z tajemnicą w środku

Kamienica, która znajduje się praktycznie w samym sercu stolicy przeżyła już naprawdę sporo. Sama stała się ofiarą wojennej zawieruchy, a później,widząc ofiary, jakie poniosło miasto podnosiła się z gruzów ku górze, odbudowywana rękami wracających warszawiaków oraz napływających z różnych stron nowych mieszkańców tego wiekowego miasta. Z drugiej strony najprawdopodobniej to tutaj przetrzymywano ofiary - systemu, swoich błędów bądź porywczości, bowiem w piwnicznych komórkach niegdyś znajdowali się więźniowie... A teraz sama jest więźniem - nie może wyrwać się z marazmu, który dotyka ją od lat. Popada w ruinę krzycząc o tym, co widziała w przeszłości, mając w sobie ładunek historyczny, którego niejeden inny budynek by nie udźwignął. I ona powoli też przestaje wytrzymywać nagromadzający się balast, pękając u źródła, czyli u swoich fundamentów. Ale kiedy historia tego niezwykłego miejsca miała swój początek?
Dokładna data jest nieznana, jednak wiadomo, że kamienicę wzniesiono przed rokiem 1784. Niegdyś na jej miejscu stał drewniany dwór. Kamienica była dwupiętrowa. Pięcioosobowa oficyna znajdowała się na tyłach kamienicy, która zbudowana była z tzw. " muru pruskiego" oraz drewniane budynki gospodarcze takie jak stajnie, wozownie oraz komórki. Kamienica pod koniec wieku została rozbudowana. W czasie wojny długo udawało jej się przetrwać bez szwanku, jednak w 1944 roku doszło do jej zniszczenia. Spalił się reprezentacyjny front z dekoracją ucierpiała także pierwsza oficyna poprzeczna oraz boczna. W całości ocalała tylko druga z poprzecznych oficyn. Budynek miał jednak szczęście - dość szybko go jednak odbudowano. Niestety, "Szybko" oznaczało także to, że nie została ona odwzorowana i nieco różniła się od poprzedniej wersji kamienicy. Najpierw, w 1947 roku został odbudowany front, jednak jego elewacja została nieco uproszczona. W dachu natomiasto dobudowano tzw."wystawkę", a spalone oficyny: boczna i poprzeczna zostały rozebrane. W 1951 roku dobudowano jedno skrzydło. 
To jedyne szczegółowe informacje, jakie można znalexć na temat tej kamienicy. Kto dalej tam mieszkał, jakie były losy tego powojennego "ostańca" - nie wiadomo. Kamienica ma w sobie coś wyjatkowego - piękna okolica, na jej murach niegdyś zamontowany był zdrój, z którego każdy spragniony przechodzień mógł skorzystać. Niepokoją jednak jej wnętrza - po pierwsze piwnice - drzwi prowadzące do lokatorskich, piwnicznych komórek mają wycięte małe kwadraciki, które być może kiedyś pełniły funcję wizjera. Być może tam niegdyś znajdował się areszt. Po drugie ściany kamienicy, zarówno te już przy zejściu do piwnicznych komórek, jak i te na innych poziomach budynku zaczynają po prostu...pękać. Pęknięcia są na tyle duże, że być może kamienica kiedyś nie wytrzyma, i - co znamy już z przypadków kamienic chociażby z warszawskiej Pragi - skończą swoje istnienie w spektakularny, chociaż i równie niebezpieczny sposób, także dla jeszcze tych żyjących. Niestety w obu przypadkach nie udało mi się udokumentować tych żywych dowód przeszłości - aparat przytłoczony najwidoczniej atmosferą miejsca wyładował się i odebrał możliwość pokazania tego, co w zasadzie najważniejsze.
Czy uda się uratować kamienicę przed zapomnieniem i wyjaśnić ciekawe znalezisko w piwnicy? Czy posypie się zanim ktokolwiek zdąży to zbadać? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, jednak wiem, że trzeba ją uwiecznić na zdjęciach, chociażby tak ocalając od zapomnienia.

Fotorelacja z lutego 2019 roku



































Widok z dachu kamienicy:







Czytaj dalej »

poniedziałek, 15 czerwca 2020

Życie upchnięte w reklamówce z listami. Opuszczona drewniana chata


Są takie miejsca, które niejednokrotnie mijamy w drodze do pracy, na zakupy, jadąc do domu rodzinnego lub wracając z niego do miasta, gdzie obecnie żyjemy. Niektóre z tych miejsc są wyjątkowe, wyróżniają się swoim wygladem. Niestety, często jest to wygląd przygnębiający: odrapane, ze spadającym tynkiem, z powybijanymi oknami domy, fabryki czy kamienice to coś, co nie pasuje do estetyki każdego otoczenia. To często coś, czego chętnie ludzie chcą się pozbyć albo chociaż wyprzeć z pamięci. Jednak one tam stoją i nie dają o sobie zapomnieć, niosąc historię, nie tylko danego miejsca, ale i człowieka.
Taki zapis ma w sobie ten dom, który mijałam już wielokrotnie na trasie Tarnów - Warszawa, widując go zarówno latem, jak i zimą, porośniętego bujną roślinnością jak i pokrytego śnieżnym puchem. I zawsze zastanawiałam się, co jest w środku, co spowodowało, że ktoś go porzucił, pozwolił na to, żeby ten drewniany staruszek zaczął chylić się ku ziemi. Rok temu w pewną ciepłą,lutową niedzielę miałam okazję to sprawdzić. 
Dom ten niestety ze względu na to, w jakim fatalnym jest stanie, pochłonął większość śladów człowieka. Pokój, który zapewne pełnił funkcję sypialni i pokoju gościnnego wpuszcza przez ogromne dziury w dachu wielkie plamy światła. To musiał być zresztą zawsze bardzo słoneczny pokój. Przestronny, jasny, w nim dwie wersali, krzesła. Tylko tyle zostało po dawnym wyposażeniu. Jeszcze na scianie, praktycznie w kącie widać święty obrazek. Czy mieszkała tutaj rodzina? Najprawdopodobniej tak, bowiem taka ilość mebli mogących służyć do spania na to wskazuje, jednak na końcu istnienia życia w tym drewnianym domu najprawdopodobniej żył tutaj samotnie mężczyzna. Pozostał po nim pęk korespondencji, który wciśnięto w siatkę założoną na klamkę drzwi wejściowych. Telefon, gaz, prąd - listy, które dostaje każdy z nas. Trzeba uregulować należności, ot, normalna sprawa. Ale innych listów już nie ma, tych bardziej intymnych, mówiących o tym, że ktoś o nas jeszcze pamięta. Tutaj chyba nie pamiętał już nikt, nikt się też nie zaintersował, że "zrywka" napełnia się. Chyba napełniła się już maksymalnie, przelała się czara goryczy, i być może przelał się też czas dla samotnego mężczyzny.
Dzisiaj to miejsce na uboczu nie jest już odwiedzane nawet przez wandali czy drobnych pijaczków, wślizguje się do niego tylko słońce, które pięknie przygrywa historii ukrytej w wypłowianej farbie na ścianie, przybrudzonej firance czy ziemi na podłodze w kuchni, nadając życie miejscu poprzez rzucane, zmieniające się cienie.


Fotorelacja z lutego 2019 roku


















Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia