Dom na pierwszy rzut oka wydawał się nie wyróżniać na tle innych gospodarstw. Podczas zwiedzania parteru niewiele towarzyszyło mi uczuć, prócz lekkiego żalu, że już nikt tutaj nie mieszka i ciężka praca czyiś rąk, niezwykły wysiłek zanika z dnia na dzień. Odczuwane emocje zmieniły się wraz z wejściem na poddasze będące już w zasadzie strychem. To miejsce mogłoby z pewnością opowiadać o jakiejś tragedii rodzinnej: porzucone zabawki, niektóre z pluszaków straciły oczy, pozbawiono je twarzy wyrywając z ich środka materiał, ogromny obszar zajęty przez puste butelki po wódce, które musiały być albo magazynowane przez długie lata, albo były stałymi towarzyszkami pozostawionego samotnie ostatniego z gospodarzy, który być może właśnie tak wypełniał sobie czas wolny. Pod samą połacią dachu dokonano nawet powieszenia jednej z maskotek, co tylko podkreśla nieprzyjazny klimat poddasza. Pogoda, która towarzyszyła mi podczas odwiedzin tego gospodarstwa jakby dopasowała się do całości nadała "urok" złego domu.
Ciężko powiedzieć coś więcej o gospodarzach, niewiele dokumentów po nich zostało. Żadnych listów, dzienników, tylko dwa zdjęcia dokumentowe i jedno ślubne, niewiele znaczące czasopisma i poradniki krawieckie a także ponadczasowe dyplomy. Czy byli tutaj szczęśliwi? Miejmy nadzieję, że tak.
Fotorelacja z lipca 2017