sobota, 21 marca 2020

Sanatorium pod klepsydrą. Opuszczone uzdrowisko,cz. I

Wracając do tego miejsca po to, aby o nim opowiedzieć, znowu odbywam podróż do przeszłości, a nawet podwójną. Przypominają mi się pierwsze wyprawy po Polsce w celu odnajdywania opuszczonych miejsc, pierwszy opuszczony hotel - uzdrowisko, ale i okres "młodzieńczy", gdy jako nastolatka wynajdowałam wśród dóbr kultury polskiej odpowiednie dla siebie materiały. "Sanatoeium pod klepsydrą" - taki tytuł wówczas wydawał mi się niezwykle ciekawy, wręcz złowieszczy. O czym mógłby byc taki film? Nie wiedziałam, ale go obejrzałam i niewiele z niego zrozumiałam. Nie znałam wtedy ani kontekstu, ani postaci Brunona Schulza, ani dramatu, jaki rozegrał się w obrębie życia artystycznego reżysera, który postawił się ówczesnym władzom. Pewnie nie każdy z Was widział ten film, więc posiłkując się różnymi źródłami, przytoczę fabułę filmu:

Film jest opowieścią o młodym człowieku, Józefie, który podróżując pociągiem prowadzonym przez ślepego konduktora, przyjeżdża do Sanatorium pod Klepsydrą, prowadzonego przez doktora Gotarda. Tam przebywa jego zmarły ojciec Jakub, przywrócony do życia, lecz przeniesiony w inny wymiar czasu. Józef, wędrując labiryntami, odbywa podróż do przeszłości, wskrzeszając na nowo lata swojego dzieciństwa i fantastycznych marzeń. Ożywa dom rodzinny, sklep ojca, żydowskie miasteczko; Powtórna pętla czasowa nie jest jednak w stanie akuratnie wskrzesić świata żydowskich miasteczek oraz żydowskiej kultury, który okazuje się zniszczony i wyludniony po Zagładzie Żydów. Pod koniec filmu Józef w konduktorskim stroju krąży wśród bezużytecznych mebli, dociera na cmentarz i schodzi do grobu.
My dzisiaj odbędziemy podobną podróż. Przeczytacie bowiem opowieść o nas wszystkich, żądnych prawdy i informacji o przeszłości, którzy podróżują prowadzeni przeze mnie, równie ślepego i zapewne nieudolnego przewodnika, który przeprowadzi Was przez nowe "Sanatorium pod Klepsydrą", wprowadzając do przedostatniego kręgu piekielnego ponieważ to tutaj nastąpił ostateczny upadek. W środku przebywają duchy przeszłości, historii, które przywrócimy dzisiaj do życia, przenosząc się w inny wymiar. To miejsce jest całe jak labirynt, w którym usłyszymy głosy z lepszych lat, odkryjemy marzenia tamtych dni, a wszystko odżyje. Tutaj nie mowa o zagładzie żydów, której nie można porównywać z czymkolwiek innym, bo unicestwienie ludzie jest przerażające, ale mamy tutaj do czynienia z zagładą miejsca, która również smuci zwłaszcza, że były szanse na inną przyszłość. Krążymy więc wśród ruin, które samew sobie są już jak cmentarz.

      Szalayowie przybywają do Polski z Węgier w XVIII wieku. Józefina Szalay za pośrednictwem Jana Podhajeckiego nabywa żyzne pole ze źródłami u podnóża Pienin, w 1829 roku będąc już ich prawowitą właścicielką. Szalayowie rozpoczynają niebawem budowę zdrojowisko. Butelkują i rozsyłają niewielkie partie zdrojowej szczawy, porządkują źródła, nadają im nawet swoje imiona. W 1838 roku umiera głowa rodziny, Stefan Szalay, który zarządzał zdrojowiskiem. Jego syn Józef, pracujący na Ukrainie nie chciał przejąć zajęcia po ojcu, jednak za namową matki przybył do Szczawnicy, początkowo traktując to miejsce z dystansem, później - zakochując się w nim i poświecając mu cały swój czas. Zdrojowisko, a w zasadzie jego prowadzenie, stało się dla niego największą pasją. Budował zdrojowisko o najwyższym standardzie europejskim. Rozumiem znaczenie turystyki, więc wydaje swój przewodnik, stara się o jak największy rozgłos uzdrowiska, zabiegając o jego reklamę w wielu miejscach (np. w rozkładzie kolejowym) i organizuje spływy Dunajcem. W wyniku tych wszystkich działań miejsce staje się niezwykle popularne: przybywają turyści z kraju i zza granicy, ale przede wszystkim artystokracja, jak np. Lubomirscy. Niestety, nikt wiecznym nie jest, śmierć każdego czeka, czekała także i naJózefa. Józef w wyniku przyjaźni ze swoim imiennikiem i lekarzem, Józefem Dietlem przepisał cały majątek, całe uzdrowisko związanej z nim krakowskiej Akademii Umiejetności. Wolą Józefa miała do nich należeć już na zawsze, jednak tak się nie stało. W pierwszej połowie XX wieku Akademia - wbrew woli Józefa - pozbyła się zdrojowiska sprzedając je hrabiowi Stadnickiemu. Akademicy doprowadzili kurort do ruiny, Stadnicki przywrócił mu jego dawną świetność, później nabył je inny hrabia, herbu Szreniawa, moderniuzująć miejscowość i budynki. Niestety nadszedł komunizm, który zamiast stawiania na jakość, turystykę i piękno miejsca, stawiał betonowe,sanatoryjne kloce jak z taśmy fabrycznej, nie dbając o historię miejsca równocześnie odbierając hrabiemu jakiekolwiek prawa do swojej własności.

     Wówczas rozpoczęła się degradacja zdrojowiskowego klimatu miejscowości, którą widać do dzisiaj na przykładzie budynku, leżącego na terenie obejmującym właśnie to "zdrojowisko". Zresztą, nie tylko ono jest ofiarą złych decyzji, bowiem w promieniu 200 m od niego znaleźć można inne obiekty, które skończyły bądź kończą w ten sam sposób, jednak ten jest chyba najbardziej okazały. Mowa tutaj o ZPL, czyli Zakładzie Przyrodoleczniczym. On jako jedyny nie był "betonowym klocem" podobnym do wszystkich innych. Jego budowę rozpoczęto w 1963 roku, a zakończono w 1975, jednak dopiero w 1977 oddano go do użytku. Budynek składa się z czterech kondygnacji, cały projekt pomysłowo wpięto w skarpę, korzystając przy tym z tego, co oferuje przyroda bez rezygnacji z ultranowoczesnych rozwiązań architektonicznych, takich jak kawiarnia na dachu połączona z dolnym deptakiem, przeszklony dziedziniec a z boku rozpościerające się pawilony z gabinetami zabiegowymi. Na jednym z pięter natomiast znajdował się basen. To mogło - i istotnie - robiło  wrażenie. Mówiono wręcz o ewenemencie w skali Polski Ludowej - niesamowice nowoczesny sprzęt, wyposażenie, wnętrza urządzone ze smakiem, cały wachlarz zabiegów którym dziennie zakład mógł uraczyć aż 2400 kuracjuszy! Co zatem stało się z tym miejscem? Co spowodowało, że z dnia na dzień pracę straciło 500 osób? O tym już niebawem, w kolejne części.

Fotorelacja z 30 grudnia 2018 roku:

































2 komentarze:

  1. Smutno sie patrzy na taką rzeczywistość, ale niestety zaniedbanie bywa bolesne w skukach. To miejsce zapewne mogłoby posłużyć przyczyniając się do dobra wspólnego, no ale.... ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mogłoby, nawet teraz w takich ciężkich czasach, no ale niestety :(

      Usuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia