poniedziałek, 15 czerwca 2020

Życie upchnięte w reklamówce z listami. Opuszczona drewniana chata


Są takie miejsca, które niejednokrotnie mijamy w drodze do pracy, na zakupy, jadąc do domu rodzinnego lub wracając z niego do miasta, gdzie obecnie żyjemy. Niektóre z tych miejsc są wyjątkowe, wyróżniają się swoim wygladem. Niestety, często jest to wygląd przygnębiający: odrapane, ze spadającym tynkiem, z powybijanymi oknami domy, fabryki czy kamienice to coś, co nie pasuje do estetyki każdego otoczenia. To często coś, czego chętnie ludzie chcą się pozbyć albo chociaż wyprzeć z pamięci. Jednak one tam stoją i nie dają o sobie zapomnieć, niosąc historię, nie tylko danego miejsca, ale i człowieka.
Taki zapis ma w sobie ten dom, który mijałam już wielokrotnie na trasie Tarnów - Warszawa, widując go zarówno latem, jak i zimą, porośniętego bujną roślinnością jak i pokrytego śnieżnym puchem. I zawsze zastanawiałam się, co jest w środku, co spowodowało, że ktoś go porzucił, pozwolił na to, żeby ten drewniany staruszek zaczął chylić się ku ziemi. Rok temu w pewną ciepłą,lutową niedzielę miałam okazję to sprawdzić. 
Dom ten niestety ze względu na to, w jakim fatalnym jest stanie, pochłonął większość śladów człowieka. Pokój, który zapewne pełnił funkcję sypialni i pokoju gościnnego wpuszcza przez ogromne dziury w dachu wielkie plamy światła. To musiał być zresztą zawsze bardzo słoneczny pokój. Przestronny, jasny, w nim dwie wersali, krzesła. Tylko tyle zostało po dawnym wyposażeniu. Jeszcze na scianie, praktycznie w kącie widać święty obrazek. Czy mieszkała tutaj rodzina? Najprawdopodobniej tak, bowiem taka ilość mebli mogących służyć do spania na to wskazuje, jednak na końcu istnienia życia w tym drewnianym domu najprawdopodobniej żył tutaj samotnie mężczyzna. Pozostał po nim pęk korespondencji, który wciśnięto w siatkę założoną na klamkę drzwi wejściowych. Telefon, gaz, prąd - listy, które dostaje każdy z nas. Trzeba uregulować należności, ot, normalna sprawa. Ale innych listów już nie ma, tych bardziej intymnych, mówiących o tym, że ktoś o nas jeszcze pamięta. Tutaj chyba nie pamiętał już nikt, nikt się też nie zaintersował, że "zrywka" napełnia się. Chyba napełniła się już maksymalnie, przelała się czara goryczy, i być może przelał się też czas dla samotnego mężczyzny.
Dzisiaj to miejsce na uboczu nie jest już odwiedzane nawet przez wandali czy drobnych pijaczków, wślizguje się do niego tylko słońce, które pięknie przygrywa historii ukrytej w wypłowianej farbie na ścianie, przybrudzonej firance czy ziemi na podłodze w kuchni, nadając życie miejscu poprzez rzucane, zmieniające się cienie.


Fotorelacja z lutego 2019 roku


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia