poniedziałek, 12 lutego 2018

Kamienica pod zegarem. Opuszczona perła architektury, cz. I

Ot, ostatni z ostatnich. Niewygodny, którego trzeba się pozbyć. Natrafiam na fragment programu inforacyjnego. Jedna z mieszkanek sąsiadującej kamienicy żali się do kamery: Na interwencje policja w ogóle nie reaguje, straż miejska przyjeżdża po pół godziny, czterdziestu minutach, wtedy kiedy dzieci już praktycznie nie ma. Bo tak, ostatni lokator nie jest tylko problemem dla władz dzielnicy, ale także dla zatroskany sąsiadów, którzy martwią się o swoje dzieci buszujące po kamienicy, która jest już praktycznie w całości opuszczona. Prócz tego jednego mieszkania, które - jak na tego mieszkańca - wygląda na czyste, zadbane, bardzo schludne. W marcu i w sierpniu dostał propozycję zamiany lokalu, ale nieugięty dwukrotnie odmówił. Kamera nakierowana jest na policjanta przechadzającego się przez bramę na podwórko "studni", potem szybki kadr na uciążliwą personę. Dość ciężko, rozedrganym głosem od znacznej ilości procentów, mówi słowa, które wydają się trochę wyrwane z kontekstu: Bo nie chciałem się wyprowadzić. 
- Ale dlaczego? - pyta zdumiona dziennikarka.
- Nie wiem.
I te słowa skwitowały cały film, ale są też początkiem dla mojego kolejnego wpisu. Ten fragment telewizyjny pochodził z 2008 roku. A my wciąż nie wiemy - dlaczego wszystkich wysiedlono tak szybko? Dlaczego nie zamierzano robić remontu, kiedy wystarczyłby, aby ludzie mogli dalej żyć w godnych warunkach, aby kamienica uratowała się przed upadkiem? Stan - wbrew pozorom - nie jest taki zły, stropy ciągle są w dobrym stanie, jak i schody, które prowadzą do kolejnych mieszkań. Jedynie jedna klatka schodowa... Ale o tym opowiemy sobie później.
Kamienicę wzniesiono w latach 1910-1911 na podstawie projektu architektonicznego Henryka Spigelmana. Styl, w jakim ją zbudowano to wczesny modernizm. Jednak tę kamienicę charakteryzował niezwykły, przepych, klasa - żelazne balkony zdobione były wymyślnymi, eterycznie wijącymi się ornamentami czy zakończeniami. Kafelki w środku kamienicy, tzn. "gorseciki" kryły podłogę i schody na klatkach schodowych, z których zbiegano przytrzymując się pięknie wymodelowanej i równie bogato zdobionej (w secesyjnym stylu) balustradzie. A oryginalne, secesyjne kafle, które witały osoby wchodzące z zewnątrz po przekroczeniu dość dużej bramy... zapierały dech w piersiach! Do dzisiaj zapierają, ale niestety - ktoś postanowił je "ulepszyć" marząc je miejscami czarną farbą. Niestety, w czasie, kiedy jeszcze była zamieszkiwana ubyło ze ścian trochę tych ceramicznych płytek - ludzie zabierali je "na pamiątkę". Może przeczuwali, że za jakiś czas może coś się z nią stać...?
Byłoby szkoda ze względu na jej piękno i historię, którą w sobie nosi. Już jej szkoda - im dłużej stoi zamknięta, im dłużej brak jakichkolwiek działań, które wskazywałyby na to, że będzie remontowana, tym dla niej gorzej. A w środku prawdziwe skarby. Można tam znaleźć osobiste pamiątki, które teraz mają już wartość historyczną, np. okładkę z Drugiej wystawy hygienicznej z 1896 roku. Najbardziej niepokojący był pokój pełen kości, dość dużych, chyba kości krowy. Po co się tutaj znalazły? Ciężko powiedzieć.
Pokoje były przepełnione w większości prywatnymi zdjęciami, dlaczego pozostawionymi tutaj? Ciężko powiedzieć, przecież to pamiątki rodzinne, mają wartość sentymentalną, nic więcej. Czy to pośpiecg, czy brak przywiązania? A może jeszcze coś innego? To na pewno wyjaśni się w kolejnej części. Tym czasem przesiąknijcie kamienicą, nad którą przez wiele, wiele lat wisiał zegar odmierzają czas - nasz, swój i jej.

Fotorelacja z wiosny 2017 roku:




































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia