sobota, 16 marca 2019

Smutne dzwony spod Niemcowej. Opuszczona górska chata

Góry to miejsce dla mnie tak niesamowite, które darzę niesamowitą miłością, ponieważ samą pasją nazwać tego nie można. Kiedy nie mogę odwiedzać opuszczonych i zapomnianych miejsc przez człowieka, owszem, jest mi przykro, jednak kiedy nie odwiedzę gór chociażby raz na kwartał, czuję tak głęboki i wręcz fizyczny żal i smutek, że nie pozostaje mi nic innego niż spakować się i wyjechać, chociażby na kilka godzin. Góry to miejsce dzikie, ale jednocześnie pełne spokoju, powagi, wyważonych uczuć i emocji, co jest odmienne od góralskiej natury. Mimo, że sama pochodzę z południa siłę gór odkryłam stosunkowo niedawno, szczególnie teren, który dzisiaj Wam przedstawię. Beskid Sądecki bowiem nie jest jeszcze tak oblegany i wydeptany turystycznie, jak chociażby okolice Tatr, więc w swoich wysokich trawach, za nie tak wysokimi górami i pagórkami można odnaleźć stare, drewniane chaty. Przed wojną na tym szlaku znajdowało się wiele gospodarstw, jedno z nich było najwyżej położonym domostwem w całej okolicy. Ludzie nie mieli zbyt wiele innych możliwości zarobkowych, dlatego żyli głównie z roli, co często bywało ciężkim kawałem chleba.
Niektóre z tych chat zapewne zamieszkiwali Łemkowie, o ktorych wiele można dowiedzieć się chociażby z książki Krohla pt. Za tamtą górą. Przejście miejscami, ścieżkami tamtych ludzi, ich kultury i wyjątkowości może nadać zwykłemu wyjazdowi na południe naszego kraju niesamowitej otoczki. W tych okolicach tereny zasiedlone były takze przez czarnych górali, czyli tych, którzy zamieszkują nadpopradzkie tereny. Grupa ta przedstaiwała się w swoim życiu jak i tradycyjnym stroju bardzo skromnie, bowiem lnialnym, niezbyt ozdobnym strojem, a jedynie nieco bardziej bogaci ludzie, szczególnie kobiety, mogły sobie pozwolić na jedyne szaleństwo z postaci jednej pary sznurowanych trzewików.
 Dom, który znalazłam po drodze do Niemcowej chyba nie był pozostałoscią po Łemkach i akcji "Wisła", podczas do której zostali przesiedleni, a w zasadzie bardziej wysiedleni z tych oraz innych terenów południowej, współczesnej Polski, jednak ma w sobie cos niesamowitego. Tę niesamowitość łączę z drewnianymi deskami, dźwiękiem podłogi, która oddycha po każdym naszym kroku, pojemne, drewniane skrzynie i widok z okna, który nie chce nas wypuścić ze swoich ramion. Budzić się, kiedy inebo lekko zaróżowione jest od wschodu słońca, bądź zasypiać przy czerwoności zachodu na tle majestatycznych gór to marzenie niejednego z nas. Kiedy robiłam te zdjęcia niedaleko, przy innym z drewnianych domostw pracowano na polu, niedaleko na szlakum, przy krzewach malin dzieci z rodzicami zbierały owoce, umazując przy tym swoje twarze intensywnym kolorem malin. Czas biegł jakby inaczej, oderwany od współczesnego świata. Dom ten też sprawiał takie wrażenie - nieporuszonego, obojętnego na to, co dzieje się dookoła. Spokojny jak góry, chyba słusznie, bowiem wszystko wyglądało tak, jak gdyby miał przejść remont bądź zostać przeniesiony. Ale czy ten dom odnajdzie się gdzie indziej? Czy stary, drewniany dom wrośnięty w górskie krajobrazy można przesadzać? Może na to pytanie odpowiedzą zdjęcia oraz muzyka.

Fotorelacja z kwietnia 2018 roku















I trochę muzyki...
Czytaj dalej »

sobota, 9 marca 2019

I nikt nie uroni łzy nad latawcem. Opuszczona, warszawska kamienica.

Kamienica, którą odwiedziłam w ten ciepły, jeden z pierwszych wieczorów kwietnia, jest jedynym śladem oraz świadkiem po przedwojennym, warszawskim trakcie handlowym. Szlak o którym mowa ukształtował się w XVII wieku. Ten właśnie element urbanistycznych na planach XVIII wiecznej, oraz przedwojwennej Warszawy wyróżnia się spośród "krajobrazu", przyrównując go swoją nietypowością do warszawskiego latawca. Po wojnie trakt miał już zupełnie inny kształt oraz charakter, który uległ zatarciu przez rozpoczętą budowę ronda. Rondo podzieliło ulicę na dwie częście, a echem dawnego układu jest kamienica, która przetrwała prawie bez szwanku czas wojennej zawieruchy.
Parcela, na której zbudowano kamienicę, w latach 70. XVIII wieku należała aż do 8 osób, w tym w przeważającej części do Żydów. Jednym z nich był Lejb O., który postanowił uczynić swoją część tą, która przynosiłaby konkretne dochody. Swoją drewnianą, skromną budowlę wyburzył na rzecz zbudowania czteropiętrowej kamienicy w stylu modernistycznym, którą wzniesiono między 1910 a 1911 rokiem. Żydowski kupiec chciał wzbogacić się na wynajmowaniu mieszkań. I tak też się stało - w samym 1936 roku przyniosła ona dochód 5 tysięcy złotych. Za całe mieszkanie, na które składały się cztery pokoje, łazienka i kuchnia należało zapłacić 180 zł, a za jednopokojowe w suterenie - 19 złotych. Biznes okazał się dochodowy i był to stały, pewny zysk. Do II Wojny Światowej większość lokatorów było żydowskiego pochodzenia. Praktycznie "pod nosem" mieli wszystkie usługi, z jakich można chcieć korzystać na codzień, od święta, z przymusu czy z własnej woli, bowiem na parterze przed wojną działały takie przybytki jak: firma dystrybująca paliwa "POL-BENZ", sklep spożywczy Widerszala, sklep z nabiałem Merdera, wędliniarnia Lepmanna i Reta, mydlarnia Lustmana, salon fryzjerski Gellera, skład win Chaima Fetmana. 
Nie zniszczyła jej wojna, nie zniszczył komunizm, ale zaniedbanie. Po wojnie, z braku miejsc do życia, w kamienicach pwostały mieszkania kwaterunkowe. W jednym mieszkaniu nie żyła już tylko jedna rodzina, a nawet dwie, czasami trzy. Zrujnowana Warszawa nie pzowalała na wygody. Nie pzowalała także na remonty, bowiem od czasu zakończenia wojny i umieszczeniu nowych lokatorów nie został w niej przeprowadzony żaden remont. Kilka lat przed wysiedleniem ostatnich mieszkańców uznano, że jest zawilgocona a stolarka przegnita, co swoje źródło miało w wieloletnim zaniedbaniu.Ostatecznie doprowadziło to do usunięcia mieszkańców kamienicy oraz wszystkich punktów usługowych, w tym m.in. punktu ksero. Od tego czasu minęło 10 lat. Opuszczona, zapomniana, no, może nie do końca - złomiarze i inni kolekcjonerzy rzeczy mniej lub bardziej cennych nie zapomnieli, ogołacając co się da. Dzisiaj zostało kilka mebli i sladów p odawnych mieszkańcach. 
Kilka lat temu wystawiono kamienicę na sprzedaż, jeden metr kwadratowy sięgał swoją wartośnią aż 40 tys. złotych. Działka jest cenna i sprzedaż zdaje się być opłacalna dla maista, dlatego nikt, prócz stołecznego konserwatora nie broni jej jakoś szczególnie. W 2015 roku mazowiecki konserwator odmówił wpisania jej do Rejestru Zabytków, ostatecznie za zabytkową uznano tylko częśc frontową. Chyba nikt nie wspomni o niej i kiedy na jej mijescu powstanie 180 - metrowy wieżowiec, nikt nie uroni łzy, nikt nie zapłacze. Z setek metrów nad ziemią i tak nie widać łez.

Fotorelacja z kwietnia 2018 roku











Czytaj dalej »

sobota, 2 marca 2019

Mroźne szkło. Opuszczona huta szkła, cz. III, ostatnia

Kiedy wiatr zmian nadszedł nad Polskę, nikt nie spodziewał się, że spowoduje on kryzys w niejednym zakładzie czy przedsiębiorstwie. Tak też było tutaj - złoty okres dla huty skończył się na początku lat dwutysięcznych, mimo, że nic tego nie zapowiadało, a na pewno nie w tak szybkim czasie, bowiem zamówień nie ubywało, czasami nawet wręcz przeciwnie. Głównym powodem była słabe zagospodarowanie produkcji oraz fakt, że kryzys, spowodowany także zalewem tanich produktów z krajów dalekiego wschodu, które nie miały może zbyt wiele wspólnego z dobrą jakością, za to mogły przekonywać do siebie bardzo atrakcyjnymi cenami. Sytuacja stała się najpoważniejsza na przełomie 2007/2008 roku, kiedy ówczesny właściciel nie miał pieniędzy, aby móc wynagradzać pracę zatrudnionych tam ludzi. Ostatecznie huta zakończyła działalność w maju 2008 roku, a ludzie, którzy niegdyś w niej pracowali zostali bez pracy oraz z papierami z wyrokiem sądowym w rękach, w których jasne było, że właściciel huty winien jest im kilka tysięcy złotych za ostatnie miesiące pracy i musi należność uregulować. Musi? Ale z czego? Kiedy komornik rozpoczął próby ściągnięcia majątku, właściciel go oficjalnie już nie miał, wszystko przepisano... Właściciel nie ukrywał się, nie ogłaszał upadłości, co więcej - twierdził, że sprzedając inne z nieruchomości, które do niego należały, mógłby uregulować zaległe rachunki i na nowo ruszyć z produkcją. Nikt z pracowników w to nie uwierzył, i okazało się, że słusznie - nie mieliby już do czego wracać. Bo w momencie, kiedy padły słowa o ponownej produkcji, huta szkła pojawiła się w serwisie aukcyjnym Allegro. Każdy chętny mógł ją nabyć za 23 miliony złotych. Długo, bowiem rok próbowano ją sprzedać, i może próby podejmowane byłyby nadal, gdyby nie fakt, że sąd zadecydował o upadłości a huta była już tylko bankrutem. O tym, że nieruchomości nie są już na sprzedaż, pośredniczka sprzedaży danej nieruchomości dowiedziała się dopiero po fakcie, od dziennikarzy lokalnej gazety. W 2011 roku huta stała się własnością gminy miasta. Nie chciano, aby obiekty zmarnowały się, zostały zdewastowane i ulegały regularnemu zniszczeniu. W planach chciano przenieść urząd gminy i miasta właśnie do reprezentacyjnych budynków huty, które ze względu na dużą przestrzeń mogłyby pełnić takie funkcje, zresztą, kilka obrad wewnątrz udało się zrealizować. Innymi planami było utworzenie magazynów przeciwpożarowych, stworzenie ośrodka zdrowia. Niestety, dotychczas większości nie zrealizowano, za to hale wynajmowane są różnym firmom. To daje nadzieję na to, że obiekt nie zniknie z powierzchni ziemi.

Fotorelacja z marca 2018 roku





















Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia