środa, 15 lutego 2017

Historia konopiami pisana. Opuszczona chata na wzgórzu w górach.

Kiedy widuję takie urokliwe chatki na wzgórzach, górskich lasach czy między polanami zwykle kojarzą mi się z bardzo smutną historią, która niestety się powtarza i ciągle powtarzać będzie, z czymś, co jest nieuniknione. Zwykle myślę o ludziach, którzy przeżyli całe swoje życie właśnie w tym miejscu - urodzili się, wychowali, potem dorastały tutaj ich dzieci, które potem poszły w świat zostawiając swoich rodziców samych. Ci z kolei mieszkali tutaj do końca, do ostatnich swoich chwil dbali o domostwo, czasami nawet w nim umierali. Patrząc na ten domek też miałam takie myśli - no cóż, taka kolej rzeczy. Ale jego historia jest inna i dużo bardziej zaskakująca.
Chatka położona jest w niesamowitym miejscu, które z jednej strony w niezwykle trudnym i uciążliwym (zwłaszcza zimą) miejscu, z drugiej - nie można wymarzyć sobie lepszego położenia. Bardzo ciężko do niej się odstać ze względu na to, że górka jest bardzo stroma i podczas wchodzenia wydaje się, że droga do niej nigdy się nie kończy. Jednak kiedy już człowiek dostanie się na miejsce jest pod niesamowitym wrażeniem widoków - możemy spojrzeć na kolorowe jesienią lasy, latem zazielenione łąki, wiosną można wypoczywać leżąc przed domem i kąpać się wśród płomieni słonecznych.
Wnętrze drewnianego domku raczej nie zaskakuje, wygląd przywołuje jeszcze czasy PRL - miejscami boazeria, typowe kafelki, klasyczna meblościanka. Meblowe pozostałości były prawie całkiem wyczyszczone z dawnych bibelotów, nie można było zbytnio poznać, kto tutaj wcześniej mieszkał, jaki był. O  religijności byłych mieszkańców świadczyć mogło pozostawione popiersie Jezusa, które leżało na jednej z szafek w pokoju, który wyglądał trochę jak salon. Najciekawszym miejscem wydawał się być strych, na którym leżały dwie, ogromne skrzynie - kiedy otworzyłam, a potem zamknęłam bardzo wielkie i ciężkie wieko jednej z nich, pomieszczenie spowił gęsty kurz. Przy stłumionym świetle i nieco mrocznym klimacie strychu wyglądało to bajecznie.
Jaka jest więc historia tego miejsca? Dosyć zaskakująca. Rzeczywiście, kiedyś mieszkała tutaj rodzina, ale pewnego dnia podjęli oni decyzję o sprzedaży domu. Dość szybko znalazł się chętny - młody chłopak, zresztą z mojej rodzinne miejscowości. Miejsce dość dziwne, jak dla młodego chłopaka - głusza, wszędzie daleko, dom do gruntownego remontu, na piwo ze znajomymi daleko i to bardzo, bo nie mniej niż 70 km. Potem okazało się, dlaczego wybrał to miejsce - był dilerem narkotyków, sadził także konopie a teren, na którym znajdował się dom był do tego jakby stworzony. Niestety, jego sen utkany z konopi się nie spełnił, bramy więzienne za to szybko przyjęły go w swoje zacisze. Krótka historia ale mimo tego bardzo zaskakująca i tak nietypowa dla takiej niepozornej, drewnianej chaty.

Fotorelacja z października 2016 roku:












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia