poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Warszawskie Mozaiki. "Dom Storczyka" na granicy miasta

Myśląc o Warszawie mamy przed oczami nowoczesne miasto, które obfite jest w szklane wieżowce, rozbudowane, nowe bloki na zamkniętych osiedlach. Rzadko kiedy kojarzymy to miasto ze starymi kamienicami czy małymi domami, drewnianymi chatami, które przecież przed wojną bądź nawet po wojnie zajmowały większą część stolicy. Niektóre z nich przetrwały i poukrywane są za nowoczesnymi budynkami, zwłaszcza w tych dzielnicach, które uznawane są za "nowe". 
Takim miejscem jest właśnie ta chata. Drewniana, składająca się z dwóch mieszkań. W każdym z nich pozostał ogrom przedmiotów po byłych mieszkańcach. Szczególnie jedno z nich zachwyca tym, z jakim smakiem zostało urządzone. Wszystko wygląda tak, jak gdyby to mieszkanie zaczęło zamierać w międzywojniu. Meble pochodzące z tego kresu, bardzo stare książki z tłoczonymi okładkami, lustra, lampy...wszystko to budziło bardzo mocne uczucie sentymentu i straty, ponieważ ciężko patrzeć na coś tak pięknego, co być może skazane jest już na stratę. Ciągle miało się także wrażenie, że zaraz elegancka staruszka poczęstuje nas herbatą bądź kawą i porozmawiamy o literaturze, sztuce, kulturze... Mogłaby zapewne wiele opowiedzieć o swojej pracy na "Torze wyścigów konnych Służewiec", którą wykonywała przed laty. Zapewne dojazd z tej części Warszawy na ten tor wówczas był naprawdę trudny. Mogłaby na pewno wspomnieć o sąsiadach, którzy mieszkali za ścianą. Jacy byli? Po nich nie pozostały żadne zdjęcia, tylko meble i imponująca mozaika na ścianie, która musiała wpadać w oko odwiedzających. 
Te mieszkania są tymi, w których wyczuwa się ciepło i spokój, z których nie chcę się wychodzić. To kawałki dawnej Warszawy, która powoli znika pomiędzy szklanymi domami.



Fotorelacja z listopada 2017






















Czytaj dalej »

piątek, 10 sierpnia 2018

Przewodnik bezkresu. Opuszczone hale przetwórni owocowo-warzywnej "Owintar"

O miejscu tym pisałam już 2 lata wcześniej. Prezentowałam wówczas tutaj budynek, który należał do administracji, jednocześnie jest to najstarszy budynek, który zachował się jeszcze po browarze Sanguszków. O historii tego browaru przeczytać można w moim wpisie z 2016 tutaj (wstawiam ponownie, aby nie umknęło) ;)
Dzisiejsza część, którą zaprezentuję to budynek przetwórni owoców, który wybudowano znacznie później, już podczas działania tam "Owintaru". Przetwórstwo to działało w tym miejscu od 1947 roku aż do wielkiego kryzysu na przełomie lat 80. i 90., kiedy to wraz z nadejściem wolnej Polski, pojawił się również wolny rynek, czego wiele przedsiębiorstw nie mogło przetrwać. "Owintar" także nie poradził sobie z konkurowaniem na rynku i po prostu w latach 90. ostatecznie zamknięto bramy zakładu. Od ponad 20 lat teren o wielkości 3,5 hektara jest nieużywany, niszczeje i starzeje się w bardzo mało szlachetny sposób. Miasto chce się pozbyć tego straszącego tarnowian i przyjezdnych obiektu, wielu zresztą nazywa go "tarnowskim szkieletorem" lub określa w inny, aczkolwiek równie niepochlebny sposób. Mówi się o zagospodarowaniu tego miejsca, jednak jedyne, co dotychczas przyszło do głowy, to zbudowanie w miejscu "Owintaru" kolejnego Kauflandu. Póki co na szczęście nie ma zgody na postawienie blaszanej puszki zwanej marketem i unicestwieniu wartościowego pod względem historycznym budynku administracji.
Dzisiaj po obiekcie snuje się młodzież, która nie wie co z sobą zrobić, poszukiwacze złomu czy bezdomni. Jeden z tej ostatniej grupy zastał nas w obiekcie, zdecydowanie szukał kontaktu, został naszym przewodnikiem, chociaż sami poradzilibyśmy sobie bez problemu. Opowiadał o całym swoim życiu, alkoholizmie i upadku. Prowadził podmokłymi lub całkowicie zalanymi piwnicami i podziemiami, żeby pokazać nam parę zdezelowanych mebli, które w jego mniemaniu były ciekawe. Nic dziwnego, skoro w środku niewiele zostało, taki mebel mógłby stanowić swego rodzaju atrakcję, zawsze to coś, co zostało z pierwotnego wyposażenia. Na końcu poprosił o zapłatę za to oprowadzanie, przecież była końcówka sierpnia, latem może być gorąco, pić się chce a pić byle czego - nie warto...
Nie warto także zapominać o miejscach, które w jakiś sposób odegrały ważną rolę w rozwoju naszych miast. Zwłaszcza, że to często z ich okien, z ich dachów widać rozwijające się miasto i czasami zupełnie nowe. Widać bezkres. 
Ja dzisiaj w ramach przypomnienia zaprezentuję - może już po raz ostatni - hale produkcyjne "Owintaru".

Fotorelacja z sierpnia 2017 roku












Czytaj dalej »

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Niedokończone imperium. Opuszczona mleczarnia

Pomimo tego, że budynek nigdy nie został ukończony, zdążył on obrosnąć w wiele legend.
Mój dziadek, który pracował w cegielni znajdującej się na przeciwko budowy tej mleczarni widział, jak szybko pięła się ku górze. Miał być to najnowocześniejszy obiekt w okolicy, który przynosić miał największe przychody ze wszystkich fabryk w okolicy dzięki nowoczesnym sprzętom i budowanemu wewnątrz systemowi nastawionemu przede wszystkim na wydajność. Dach budynku był w całości przeszklony. Do dzisiaj pod stopami słychać chrzęst potłuczonego szkła, które spadło z góry będąc ofiarą warunków atmosferycznych czy też wandali. Dziadek widział, jak mleczarnia jest budowana, jak wraz z nią rosną coraz bardziej nadzieje na świetlaną przyszłość okolicy. Przecież dzięki budynkowi wiele osób miałoby pracę i to nie byle jaką. Na otwarcie mleczarni przyjechać miały najbardziej znaczące głowy komunistycznego wówczas państwa. Niestety, komunizm upadł a wraz z nim projekt i budowa mleczarni. Nie zdążono nawet wprowadzić pierwszych sprzętów do środka, budynek porzucono w stanie surowym, wiele o nim zapomniało. Ale nie wszyscy. Ze względu na wielkość hal, ilość pomieszczeń, które można było zaaranżować np. na imprezy, mleczarnia stała się obiektem częstych odwiedzin młodzieży, narkomanów i bardzo szemranych jednostek. Później pojawili się tutaj także graficiarze, którzy w większości przyozdabiali gołe, szare mury niż szpecili wnętrza. 
W związku z tym, że obiekt przez wiele lat stał pusty, a jeśli już był odwiedzany, to w większości przez tych, których społeczeństwo dawno wykluczyło, wokół mleczarni narastały różne historie. Najbardziej absurdalną było to, jakoby budowę mleczarni zlecił sam Adolf Hitler. Miały to być magazyny na broń, jednak piwnice zostały zalane w trakcie budowy i naziści zrezygnowali z ukończenia tego budynku. Jeszcze inną, równie nieprawdziwą historią były opowieści o mężczyźnie, który właśnie na terenie niedokończonej budowy zabił swoją kobietę a później sam się powiesił. Krajobraz okoliczny faktycznie często przysparzał o dreszcze - mnóstwo strzykawek pozostawionych w kątach pomieszczeń a także pętle wieszane co rusz - czy to w hali, czy to w okolicy szybu windy mogły niepokoić. Jednak to nie odstraszało potencjalnych "turystów", w tym także mnie, kiedy to będąc jeszcze w gimnazjum robiłam tutaj swoje pierwsze urbexowe fotografie.
Dzisiaj to niezwykle kultowe miejsce, jedno z bardziej znanych, jeśli chodzi o opuszczone budynki w Tarnowie. Narkomani zniknęli, ale młodzież i imprezy nie. Pojawili się za to jeszcze paintballowcy, jednak ani młodzież, ani oni nawzajem sobie w drogę nie wchodzą. Mimo złego stanu budynku wszystkim ciągnie na dach, bo stamtąd można w ciszy popatrzeć na piękny las...

Fotorelacja z sierpnia 2017 roku























Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia