Ciężko znaleźć drugie takie miejsce w Warszawie. Owszem, jest sporo kamienic opuszczonych, zaniedbanych, ale żadna nie wygląda jak nietknięty świadek powstania. Tylko którego? Powstań było wiele, a ona wygląda jak sędziwa staruszka, która dawno umarła, zasuszyła się sama w sobie i była pamiątką przeszłości, której nikt już nie potrzebuje.
Ta staruszka to kamienica Arona Kleifa, dzisiaj pozostały tylko oficyny po dawnym projekcie architektonicznym, który stworzył Witold Lanci. Do 2008 roku istniały jeszcze boczne budynki oraz tylna oficyna. Czteropiętrowego przodu wraz z tzw. "belwederkiem" nie ma już od 1944 roku. Tę pustkę wypełniono dopiero w 1950 roku, budując bardziej współczesny "przód". Przed wojną istniało tutaj Towarzystwo Pomocy dla Biednych Poddanych Austro - Węgierskich. W okresie międzywojennym została podwyższona o dwa piętra. Po wojnie, zakryta przed nowy budynek zaczęła niszczeć, popadać w zapomnienie. Być może naprawdę nikt nie interesował się nią od od czasów powojennych. Mieszkańcy zapewne w duchu klęli, że muszą żyć i mieszkać w takim miejscu. O ile tuż po wojnie sytuacja mieszkaniowa nie rozpieszczała, tak już w latach 60-tych czy 70-tych nowo powstały budynek, na który mogli spoglądać przez okna mógł budzić w nich różne uczucia: od smutku po wściekłość. Nie wiadomo, kiedy staruszka dokładnie utraciła swoich lokatorów, jednak już od prawie dwudziestu lat jest w przerażającym stanie. Jednak ten stan niektórym nie przeszkadza: drobniejsi i więksi pijacy, złodziejaszki, młodzież szukająca kąta, gdzie można spokojnie wypić i zapalić oraz dzieci, które mogą się bez konsekwencji wyżyć na rzeczach martwych chętnie tutaj zaglądają. Kiedy więc usiądzie się na ostatnim piętrze w wyrwie, które teraz udaje okno a niegdyś w tym miejscu była ściana, można dostać z procy bądź kamieniem.
Tutaj wszystko ma bardziej dziką, nieokrzesaną naturę. Nieme, smutne, z utraconymi nadziejami. Kiedyś miejsce miało swój własny numer, było pełnowartościową kamienicą, zapewne z uroczymi zdobieniami, z tętniącym podwórzem, z życiem. Przed wojną może było tego życia więcej, może było weselej. Może, ponieważ o kamienicy zapominają nawet historycy, lakonicznie wspominając o niej gdzieniegdzie, jakby z przymusu, z niechcenia, dając jej jeszcze jakieś miejsce na świecie z łaski i pogardliwej dobrotliwości. Dzisiaj nikt już nie udaje, że kamienica żyje - dla wielu już umarła. Lepiej się odwrócić i nie patrzeć na tego trupa, który nawet u najbardziej obojętnych może wywołać jakieś emocje. Jakie? Spróbujcie je poczuć sami.
Fotorelacja z maja 2018:
Źródło informacji historycznych: https://ulicetwojegomiasta.pl/ulica/aleje-jerozolimskie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz