sobota, 30 grudnia 2017

Za żelazną bramą. Powieść szkatułkowa ludzkimi losami pisana, cz. II

Z jednej strony kamienica przywołuje wiele pozytywnych emocji: przedmioty pozostawione w mieszkaniach przywołują wspomnienia z dzieciństwa, beztroski czas i całkiem inną rzeczywistość. Z drugiej zaś strony wejście do niektórych mieszkań coś blokuje, odczuwa się to już na klatce schodowej. Przy robieniu zdjęć widzimy jakby cień, który przebiega bokiem, tuż koło ściany - nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby za oknem mieszczącym się na klatce znajdowały się drzewa, akurat przelatywał duży ptak czy cokolwiek innego, ale nie - nic z tych rzeczy nie występuje. Czy ktoś tutaj ciągle jest?  Czy chce tu być, czy coś go tutaj uwięziło? A może tylo mnie się coś zdaje...
Ale jednak nie, okazuje się, że nie tylko mnie. Po publikacji pierwszej części wpisu o tym miejscu napisało do mnie kilka osób: niektóre z nich mieszkały tutaj, inne odwiedzały oficyny prawie każdego dnia. I każdej z tych osób wydawało się, że coś tutaj jest jeszcze, w zasadzie - ktoś więcej. W związku z tym, że na piętro przypadała jedna, wspólna toaleta o każdej porze dnia i nocy, w przypadku niecierpiącej zwłoki sytuacji z mieszkania na owy korytarz trzeba było wyjść. I miewało się różne wrażenia: jak gdyby ktoś stał na końcu korytarza, albo tuż za daną osobą. I nie relacjonowały tego tylko osoby, które w czasach przebywania w kamienicy były dziećmi, ale także osoby i wtedy i teraz już dorosłe. Może więc coś w tym jest?
Powód wysiedlenia wszystkich z tej kamienicy był ponoć tajemnicą, opuszczenie budynku do dzisiaj pozostaje niewytłumaczone, stało się to w dziwnych okolicznościach. Mieszkania w większości były w dobrym stanie poza niektórymi wyjątkami, które zniszczono jeszcze w czasie wojny, jednak stan techniczny całego miejsca nie był tragiczny a na pewno nie na tyle, aby pozbyć się wszystkich mieszkańców i zamknąć ją na zawsze.
Kamienica ponoć nie cieszyła się zbyt dobrą sławą, a to przez to, że znajdowało się w miej bardzo dużo mieszkań komunalnych. A jak wiadomo, w mieszkania komunalnych mieszkają różni, niekoniecznie pokojowo nastawieni osobnicy. Ale mieszkali też i Ci wykształceni, których uważało się za porządnych, którzy niejednokrotnie przeżyli wojnę. Mieszkali tutaj przed wojną i po wojnie, znosili trudy życia. Ale ileż można znosić i milczeć coś, co tak bardzo mierzi - i tak właśnie, zapewne tuż przed wysiedleniem na jednej ze ścian w skromnym mieszkaniu znajdujemy napisaną taką informacje:

Lokator mieszkał od 1940-1997 
Mieszkanie zostało zniszczone w czasie wojny niemieckiej w 1943 r.
Tak właśnie mieszkał "warszawiak" zasłużony dla Państwowego Instytutu Geologicznego!


Frustracja przelała czarę goryczy, wylała się, zostawiła trwały ślad na ścianie. Ślad, który dzisiaj daje wiele do myślenia, pogrąża w smutku, melancholii, sprawia, że zapada się w totalną ciszę. Bo brak słów, żeby to opisać. Tej osoby już pewnie nie ma, ale to po nim zostało. Ciekawe jednak, na jak długo?

Fotorelacja z kwietnia 2017 roku:
































1 komentarz:

  1. Przepiękne zdjęcia :*
    Zaobserwowałam z chęcią Twojego bloga i będę wpadać częściej, byłoby miło, gdybyś się odwdzieczyla :*
    http://luxwell99.blogspot.com/2017/12/drawing-forever-in-my-heart.html

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia