Budynek wzniesiono w XIX, powstał dzięki dawnemu właścicielowi miejscowości, w której go postawiono. Właściciel ten zapisał w testamencie swój majątek Zakonowi Kawalerów Maltańskich jednak od razu zastrzegł, że mają stworzyć tutaj mały szpital i dom starców. Dzięki temu powstał tutaj dość rozległy jak na owe czasy szpital, który mógł przyjąć wielu chorych. Nie był on zdecydowanie kameralny, tak jak chciał właściciel. Szpital ten miał nawet własną kaplicę, która robi także niesamowite wrażenie. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że kaplica wywarła na mnie największe wrażenie podczas jej zwiedzania. Jedno pomieszczenie, a tak naprawdę zapełniło praktycznie moją ciekawość do maksimum - to wyjątkowe miejsce, którego nie da się nawet uchwycić na fotografii w taki sposób, żeby pokazać, jak piękna jest to kaplica.
W trakcie I Wojny Światowej leczyli się tam niemieccy piloci. Na początku wieku XX w szpitalu mieściło się 85 łóżek, a w ciągu roku leczyło się tutaj 400 pacjentów (co jest dość dużym wynikiem na owe czasy). Połowa miejsc była przeznaczona dla pacjentów umysłowo chorych. W okresie 20-lecia międzywojennego funkcjonowało tutaj sanatorium. A co było dalej? Przecież tak wielki budynek musiał pełnić jakąś funkcję przez lata, a szczególnie w okresie II Wojny Światowej. Niestety, nie ma żadnych dokumentów, które potwierdzałyby to, co działo się w tym czasie w dawnym szpitalu. Okres ten jest tajemniczy i wygląda to tak, jakby miejsce na chwilę przestało istnieć. A dużo się jednak o tym mówi i bardzo dużo jest domysłów. Co niektórzy mówili, że na początku lat 40-tych zorganizowano tutaj obóz przejściowy dla Niemców, których przesiedlono ze wschodu i krajów nadbałtyckich. Inni twierdzili, że szpital znów zaczął działać i przyjmuje rannych żołnierzy. Jednak najbardziej szokujące jest, że w tym miejscu mógł być realizowany projekt Lebensborn i wiele osób, które przeżyły wojnę i mieszkały wtedy w niedalekiej okolicy są prawie tego pewne! Co więcej - według niektórych przekazów pierwszy taki ośrodek zaczął tutaj działać jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej. W 1938 działalność rozpoczął tutaj "Dom Matek". Z całej Rzeszy sprowadzano zdrowe, piękne, o typowo aryjskiej urodzie kobiety oraz przystojnych i równie zdrowych mężczyzn, aby płodzić idealne dzieci dla Hitlera.
W sieci możemy znaleźć wiele artykułów, w których różni ludzie chętnie opowiadają o tym, co tam się działo. Tyle pięknych Niemek i przystojnych żołnierzy ww jednym miejscu? Wizyty po 2-3 tygodnie? Wygląda to dość jednoznacznie. Są też tacy, którzy podejrzewają, że ich znajomi pochodzą z projektu Lebensborn - nigdy nie znali swoich rodziców, imiona mają pochodzenia starogermańskiego... To chyba zbyt dużo przypadków, jak na jedno miejsce. Pewności jednak nie ma, są też wątpliwości, ale nie ma żadnych dokumentów, które by mogły to potwierdzić lub temu zaprzeczyć w 100%.
Historia być może kiedyś się obnaży i wyzna nam prawdę, jednak co będzie z budynkiem?
Niestety, jego losy są równie mgliste jak jego historia. Po wojnie należał do państwa, mieściła się tam szkoła, potem internat żeński. Szkolne korytarze zagrały nawet w serialu "Gruby". W połowie lat 90-tych znalazł się ktoś, kto zechciał kupić ceglany szpital i miał wielkie plany rewitalizacji budynku. W lipcu 1995 roku "Der Spiegel" napisał:
dawny zamek Zakonu Maltańskiego, który był szpitalem położniczym Lebensbornu nabył Alexander D. z Bawarii.Za całość miał zapłacić 120 tys. marek. Zadeklarował się, że w ciągu 15 lat doprowadzić pałac do wspaniałego stanu. Do dzisiaj nie zrobiono nic - nowy właściciel zapadł się pod ziemię. Wiele osób go szuka, ale niestety, jakoś nie można go znaleźć pomimo tego, że osoba ta oburza się jawnie i bezpośrednio na wszelkie akcje "na ratunek" budynkowi. Stowarzyszenie niestety około 3 lat temu zamarło. Strona na Facebooku nie działa. Czyżby groźby właściciela przerodziły się w czyn?
Niestety, pałac niszczeje z dnia na dzień. Mimo tego, że jest piękny, wygląda coraz bardziej przygnębiająco. Tynki wewnętrzne zdjęto prawdopodobnie zaraz po zakupie pałacu, ale nie zrobiono nic więcej. Co więcej, właściciel zaczął coś robić, ale za plecami konserwatora. Nie wiadomo, czy jest jeszcze nadzieja na uratowanie tego miejsca. Właściciela niby nie ma, mimo tego, iż wiadomo nawet, gdzie spędza wakacje.
Na zakończenie tego postu opowiem, co wydarzyło się tuż przy zakończeniu jego zwiedzania. Byłam już na strychu z koleżanką, robiłyśmy zdjęcie w ostatnim pokoju na końcu korytarza po prawej, aż nagle usłyszałyśmy...płacz dziecka, niemowlęcia. Mocno byłyśmy zdezorientowane, bo mimo tego, że gdzieniegdzie okna nie mają szyb, to nie wiem, czy akurat w tamtym pomieszczeniu płacz z zewnątrz byłby tak donośnie słyszalny. Szybko opuściłyśmy pomieszczenie, kończąc jednocześnie naszą wizytę. Bardzo dziwne uczucie zostało u mniej po tej wizycie, jednak jestem ciągle pod ogromnym wrażeniem tego miejsca i jeśli będę mogła to z pewnością tam wrócę.
Na końcu - tradycyjnie już - znajdować się będą archiwalne zdjęcia miejsca.
A kiedyś było tak:
Jaka szkoda, że takie piękne budynki stoją puste i zaniedbane. A historia jak z thrillera!
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, wielka szkoda, ale czy znalazłby się jakiś odważny, żeby chociażby przenocować w tym miejscu? ;)
UsuńJaka to miejscowość?
OdpowiedzUsuń