poniedziałek, 19 grudnia 2016

"Dom słońca". Opuszczone gospodarstwo w L.

Opuszczone miejsca wywołują różne emocje. Niektóre potrafią nam udowodnić, jak bardzo życie człowieka jest kruche, jak szybko wiele potęg - czy to tych ukrytych w rodzaju ludzkim czy po prostu, w przemyśle potrafi upaść. Ale ten dom był dla mnie wyjątkowy. Czułam w nim ciepło rodzinne, być może i dawnej rodziny, która kiedyś tutaj mieszkała. Kojarzy mi się z moim domem rodzinnym - mała kuchnia wypełniona słońcem, wąskie schody w górę, ściany oklejone boazerią i wielki salon. Weszłam przez pokój, który wyglądał jak element strychu, jakaś spiżarnia, może składzik. Pierwsze, co zobaczyłam, to obraz z Jezusem i ogromna i dymion po winie. Życie pisze różne scenariusze, ale to ułożenie tych przedmiotów było wyjątkowe, bo czy nie kojarzy nam się z konkretnym epizodem z Biblii? ;) Obok tych dwóch - powiązanych ze sobą w pewien sposób elementów - stała wielka "maczuga". Dość dziwne połączenie, prawda? Dalej weszłam do pokoi na piętrze. Przede wszystkich ogromne wrażenie zrobiły na mnie meble - stara szafa, toaletka, komoda. Nie znalazłam zbyt wielu pamiątek po dawnych mieszkańcach, zaledwie kartkę z życzeniami, książeczkę o motoryzacji i rysunek dziecka. Widać było, że fascynował się westernami, nie zabrakło cowboy'a. Wyobraziłam sobie, jak kiedyś musiało się tutaj mieszkać, w tych pokojach urządzonych z gustem, bo mimo tego, że lata mijały one robią wciąż wrażenie.
Parter był niemniej zaskakujący. Kuchnia była rzeczywiście mała, ale mimo tego wypełniona była ciekawymi meblami, które były gdzieniegdzie przeszklone i pokryte różnymi kolorami. Słońce, które wciąż towarzyszyło mi podczas zdjęć pięknie je podkreślało. Pokoje, które były blisko kuchni w większości były puste, często "zasypane" piaskiem, jednak było jeszcze jedno pomieszczenie, którego nie sposób ominąć - to salon. W nim prawdziwa uczta dla koneserów mebli, bowiem praktycznie w centrum pokoju stoją meble, które pochodzą z XX-lecia międzywojennego albo po prostu tak wyglądają. Dodatkowo wszystko wieńczy obrazek oprawiony i postawiony w widocznym miejscu, czyli praca japońskiego twórcy Hokusaiego. Tak, dawni właściciele musieli mieć jednak gust, ponieważ rzadko spotyka się takie ozdoby, które nie są pejzażami bazarowych artystów.
Ten piękny wrześniowy dzień kiedyś musiał się jednak skończyć. To był mój drugi dzień intensywnych eksploracji i kolejny wspaniały obiekt. Kiedy wychodziłam z domu, ciągle towarzyszyło mi słońce. To chyba najpogodniejsze miejsce, które miałam okazję odwiedzić i mimo tego, że umiera i kończy swój kres czułam się tam wspaniale.



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia