sobota, 10 grudnia 2016

Zapomniana melodia z Jugosławii. Opuszczony folwark rodziny D., cz.III

Powoli kończymy już odwiedziny u rodziny D. Z najwyższych piętek zbliżamy się do parteru, który sprawia naprawdę bardzo przygnębiający widok. Dwa łóżka w jednym z ciaśniejszych pokoi. Meble bardziej tandetne niż ładne i ze smakiem, firany jeszcze z lat 70-tych. Obok łóżek mnóstwo inhalatorów, tabletek, strzykawek i maści. Tak, to chyba tutaj swoje ostatnie dni spędzali ostatni członkowie rodziny, którzy pamiętali wojnę, Jugosławię. Ciężko było pozostać w tym pokoju na dłużej, ciężka atmosfera przytłaczała i zaledwie kilka zdjęć, a już chciało się wychodzić. Inaczej było w kuchni i spiżarni - tutaj urok i oczekiwanie pani domu, która coś przyrządzi, poczęstuje konfiturą własnej roboty dominowała, miało się nadzieje, że zaraz ktoś wyjdzie i po prostu przywita. Salon natomiast był miejscem, z którego patrzyła na wchodzącego ogromna Matka Boska, obok której stał koń z serialu "Karino". W całym domu nie było żadnych zdjęć rodzinnych, co wyglądało tak, jak gdyby rodzina, która pozostała, zabrała to, co najbardziej osobiste i intymne - zdjęcia. Jedyne, co pozostało to zdjęcie ślubne, zapewne Antoniego ze swoją ukochaną.
Folwark ten na pewno pozostanie w mojej pamięci i na pewno będę chciała do niego wrócić. Niepokój i podekscytowanie - to towarzyszyło mi podczas eksploracji. Po wizycie długo nie mogłam pozbierać się myślami i ostatecznie opuścić to miejsce. Szukałam informacje albo kontakt do żyjącego członka rodziny. I taki jest, to Adam D., jednak nie ma z nim kontaktu. Szkoda, bo historia ich rodziny jest fantastyczna. W jednym z numerów "Głosu Bolesławca" ( a dokładniej z 01.07.1994 r,) znalazłam wzmiankę o niejakim Józefie D., który najprawdopodobniej był spokrewniony z naszą rodziną, jednak on wrócił do Polski nieco później niż Antoni. Oto fragment tamtego artykułu:

Młodym Czytelnikom "Głosu", a także wszystkim zainteresowanym chcielibyśmy przybliżyć postać autora bolesławieckiego hejnału i przy tej okazji napisać parę zdań o okolicznościach towarzyszących narodzinom tego hejnału.Józef D. (dla znajomych JOZO) przyjechał do Bolesławca z dużą grupą reemigrantów z Jugosławii jesienią 1946 roku. W roku 1947 z grupy tej reaktywował się zespół pieśni, muzyki i tańca "Jutrzenka" (w Jugosławii zespół ten kultywował polski folklor i nazywał się DANICA, co znaczyło właśnie "Jutrzenka"). Zespół reaktywował Ignacy Kunecki przy współudziale Filipa Zielonki i Józefa D. (kapela). Jozo był początkującym, uzdolnionym muzykiem – amatorem. "Szlify" dojrzałego muzyka – instruktora zdobył kilka lat później kształcąc się w Szkole Instruktorów Muzycznych w Łodzi, gdzie pobierał lekcje u samych mistrzów (Lasocki, Skorupka, Skinder, Kolasiński, Straszyński, Sielski i inni znani muzycy, którzy byli wykładowcami uczelni). Po ukończeniu szkoły Józef tworzy w Nowogrodźcu i w Bolesławcu chóry, zespoły wokalno-instrumentalne i kapele. (...)Józef D. jest dziś emerytem i inwalidą wojskowym. Powierzono mu społeczną funkcję Prezesa bolesławieckiego oddziału Związku Inwalidów Wojennych RP.Z muzyką nie potrafił się rozstać. Po przejściu na emeryturę już ponad 10 lat uczy dzieci i młodzież w Państwowej Szkole Muzycznej, jako nauczyciel w klasie wiolonczeli. 

Na koniec pokażę zdjęcie archiwalne folwarku, z czasów, kiedy miejscowość nosiła jeszcze niemiecką nazwę. Już wtedy był okazały i piękny.




Moja fotorelacja z września tego roku

























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia